Chochoły

Autor dzieła:

Audiodeskrypcja dzieła

Fotografia: Chochoły, Wolne Lektury

Kraków końca XIX wieku przeżywał czas rozwoju a równocześnie osaczały go widma przeszłości. Poprawiała się infrastruktura miejska – budowano wodociągi, kanalizacje i drogi, chociaż w tamtym czasie to Lwów był ważniejszym ośrodkiem. Jednak i do Krakowa z prowincji napływało wielu ludzi kreatywnych, pracowitych, zdeterminowanych i odważnych. Mieszczan cechował wielki patriotyzm, ale i duszna atmosfera. Wielu, szczególnie tych zamożniejszych emigrowało, najczęściej do Wiednia. Kiedy tam budowano nowy teatr, zastanawiano się jedynie, czy ma być w nim granych więcej dramatów czy komedii. W Krakowie widziano w teatrze ostoję polskości. Miał misję do spełnienia. Panowała silna wiara w odrodzenie Polski i ten duch łączył artystów różnych dyscyplin sztuki. W malarstwie wiódł  prym Jan Matejko. Ducha polskości nie tylko uwalniał w tematach obrazów sławiąc znamienne wydarzenia z przeszłości, ale też wychowywał pokolenia następców. Jednymi z uczniów byli Józef Mehoffer i Stanisław Wyspiański. Oprócz nich wywarł wpływ na twórczość Jacka Malczewskiego, Leona Wyczółkowskiego, Wojciecha Weissa, Maurycego Gottlieba, Ludwika de Laveaux, Witolda Pruszkowskiego i Franciszka Żmurki.

Stanisław Wyspiański od urodzenia związany był z Krakowem. Tu się urodził w 1869 roku i tu zmarł mając zaledwie 38 lat. Pierwsze cztery lata dzieciństwa spędził w domu przy ulicy Krupniczej. Kolejnych siedem mieszkał z rodzicami przy ulicy Kanoniczej. Ten czas miał dramatyczny wpływ na jego życie. Najpierw umarł jego młodszy brat, a potem, w 1876 roku, na gruźlicę zmarła matka. Urodziwa, dobrze wykształcona i utalentowana, źle wybrała męża. Małżeństwo rodziców nie było udane. Wszystko to przerastało małego Stasia. Ojciec po śmierci żony nie radził sobie z wychowywaniem syna i prowadzeniem domu. Wprawdzie był dobrze zapowiadającym się rzeźbiarzem, ale jego kariera stanęła w miejscu i żył na marginesie artystycznego środowiska Krakowa. Popadł w alkoholizm a dorastającym chłopcem zajęła się siostra matki.

Dom wujostwa okazał się dobrym miejscem. Swojemu wychowankowi Stankiewiczowie zapewniali spokój, otaczali troską i wpajali najlepsze wzorce Polaka patrioty. Kolekcjonowali dzieła sztuki, mieli bogaty księgozbiór i przyjmowali u siebie Jana Matejkę, Karola Estreichera, państwa Mehofferów, Opieńskich i Rydlów. Dzięki nim Wyspiański zdobył gruntowne wykształcenie przesiąkając intelektualno-artystycznym fermentem panującym w mieszkaniu. Zachęcany był do prób rysunkowych i motywowany do rozwijania talentu.

Rozwojem artystycznym Wyspiańskiego kierował sam Jan Matejko. Podsuwał mu właściwe wzorce i kształtował nawyki. W podkrakowskich okolicach młody artysta szlifował umiejętności rysunkowe ćwicząc pejzaże i widoki architektury. Jeszcze w liceum poświęcał czas na zajęcia pozalekcyjne udzielając się w kółku dramatycznym i uczestnicząc w wieczorkach Mickiewiczowskich i manifestacjach. Po maturze udał się w podróż artystyczną po Galicji Wschodniej, by po powrocie podjąć studia w Szkole Sztuk Pięknych i Uniwersytecie Jagiellońskim. Studiował z sukcesami i czerpał z wszelkich możliwości jakie daje akademickie życie.

Jego pierwszym prestiżowym zadaniem była praca przy renowacji kościoła Mariackiego w Krakowie. Na zlecenie Jana Matejki wykonywał polichromie pracując wspólnie z Józefem Mehofferem. Mógł z bliska studiować średniowieczne rzeźby, witraże i detale świątyni. Przy tych pracach rozwinął swoje umiejętności techniczne i nabrał dystansu do kształcenia akademickiego. Za zarobione pieniądze wyjechał w artystyczną podróż po Europie. Zwiedzając i uważnie wszystko obserwując poszerzył swoje horyzonty twórcze i intelektualne. Po powrocie spojrzał na rodzinne miasto świeżym okiem. Później wyjeżdżał jeszcze parę razy i dzięki paryskiemu okresowi narodził się w nim nowoczesny artysta, a jednak to z Krakowem związał swoje życie. Matejkowska wizja historiozoficzna i szacunek do tradycji narodowej nadal były mu bliskie, ale chciał iść własną drogą. Niestety w 1899 roku okazało się, że zachorował na syfilis. Wpłynęło to decydująco na jego dalsze życie. Naznaczony chorobą, z czasem coraz bardziej musiał ograniczać swoją aktywność, aż pod koniec życia został przykuty do łóżka.

Póki sił mu starczało, pracował bardzo intensywnie i to na wielu polach. Projektował witraże, portretował, ilustrował i poświęcał się literaturze. Pod koniec 1898 roku namalował „Pałuby na Plantach tańczące krakowskich” obraz, który obecnie znamy pod tytułem „Chochoły”, a który jest nokturnem pokazującym miejski pejzaż o zmroku, opuszczony i pełen tajemniczego nastroju. Uwiecznił na nim postać chochoła, który potem wszedł na stałe do kanonu polskiej sztuki jako symbol gnuśności, ale i odrodzenia.

Obraz został namalowany pastelami na papierze o wymiarach 69 na 107 centymetrów, a powstał na przełomie 1898 i 1899 roku. To nie jedyny raz, gdy Wyspiański uwiecznił Planty w swojej pracy. Trudno się temu dziwić biorąc pod uwagę, jak ważną część miasta stanowią. Nie da się poruszać po Krakowie omijając ten wewnętrzny krąg, w ciągu dnia tętniący życiem, nocą nastrojowy, pełen tajemnic, dający pole do rozwijania wyobraźni. Na obrazie Wyspiańskiego niebo nad Plantami nie jest czarne głęboką nocą. To ten czas o zmroku lub tuż przed świtem, gdy wszystko trwa w zawieszeniu. Pozapalane latarnie świecą złotymi punktami kładąc swoje refleksy odbiciem na wodzie, której spora kałuża zajmuje środek dolnej połowy obrazu. Kręgiem w niej stoją słomiane chochoły, jak postacie smutnych tancerzy. Głęboko ukryte życie tkwi w nich, by uwolnić się z okrycia, gdy ciepły wiatr zawieje, a dzień stanie się dłuższy. Teraz, o chłodnym zmroku, stoją sczerniałe z pochylonymi głowami.

Kompozycja obrazu układa się pasami. Na pierwszym planie bezlistne ramiona drzew ujmują całość, jak w ramę. Poskręcane gałęzie nadają pejzażowi ton dramatyzmu. Wytyczają je na papierze wyraźne, wręcz ekspresyjne ślady pasteli. Spod koloru przebija papier ocieplając ugrem czarnobrązową i niebieskofioletową kolorystykę całości. Kontrast podkreśla miejscowe użycie kredki w rudym kolorze sieny.

Drugi i trzeci plan kompozycji konstruują smukłe sylwety chochołów, które stojąc w tafli wody kłaniają się sobie nawzajem. Najbliższe nam, lekkim pochyleniem, jak skinieniem głowy, zapraszają w głąb kręgu. Cienie wszystkich rozdzielają smugi odbitego światła latarni. Głębiej  szpaler drzew rozmazujących się w mroku. Za nim, ledwo widoczne zabudowania miejskie z majaczącymi po prawej stronie u góry wieżami Wawelu. Całość wieńczy przebijające się zza gałęzi zimne błękitnoszare niebo przełomu dnia i nocy.

Rzeźbiarz Antoni Puget wspomina to tak: „Pamiętam, jak idąc raz w nocy Plantami z Wyspiańskim, zauważyliśmy naprzeciw muru tzw. świętego Michała grupę krzewów różanych. Było to bardzo wczesna wiosną (…) i róże stały jeszcze w zimowym owinięciu ze słomy. – Niech Pan patrzy, one tańczą, one zupełnie tańczą – mówił Wyspiański. Wkrótce potem wymalował tę grupę krzewów w słomianych owijakach wiodąca prawie że ludzki taniec wśród plantacyjnych kasztanów przy świetle latarni”.

Można patrzeć na obraz widząc tylko otulony zmierzchem widoczek, a można snuć opowieści na zadany temat odpakowując go jak chochoła ze słomy. Obraz łączy się z dramatem „Wesele” napisanym niewiele później przez Wyspiańskiego. Chochola postać przeradza się w mówiącą figurę, uczestnika dramatu. Nie daje się tego rozdzielić patrząc na twórczość Wyspiańskiego. Pałuby są różnie uformowane, lecz wiąże je idea uśpienia, by w końcu się odrodzić. Rachela z „Wesela” mówi: „No nie trza się o mnie bać; nie przeziębi najgorszy mróz, jeśli kto ma zapach róż; owiną go w słomę zbóż, a na wiosnę go odwiążą i sam odkwitnie”. Potem chce pójść do ogrodu do tej „pałuby słomianej” i zaprosić ją na wesele. W końcu Pan Młody wraz z Panną Młodą tak czynią i chochoł zjawia się stając własnym głosem.

Obraz był pierwszy, potem, dzięki słowu pisanemu, chochoł przemówił. Jest łącznikiem charakterystycznym dla twórczości Stanisława Wyspiańskiego. Spaja wątki, łącząc świat widzialny z tym wykreowanym słowem. Schorowany artysta tworzył jak w gorączce. Wiedział, że zostało mu niewiele życia, a silna potrzeba tworzenia sprawiała, że pod koniec przykuty do łóżka rysował choć widoki z okna. Odchodził opuszczając kochaną rodzinę, trójkę dzieci, z których najbardziej umiłowany był najmłodszy Staś. Wyspiański zostawił po sobie, oprócz dzieł wiekopomnych, także przepiękne portrety dzieci i macierzyństwa.

 

Katarzyna Kaczmarek

 

Bibliografia

„Malarstwo polskie. Symbolizm i Młoda Polska”, Irena Kossowska i Łukasz Kossowski Wydawnictwo „Arkady”, 2011

„Wyspiański”, Luba Ristujczina, seria „Portrety mistrzów”, wyd. Horyzonty, Poznań 2018.

„Chochoły Wyspiańskiego”, Stanisław Czekalski, Horyzonty Polonistyki, 1/2010.

 

Grantodawcy

Logotyp programu Kultura Dostępna oraz Narodowego Centrum Kultury
Wschodzący Białystok - logotyp miasta Białystok
Żubr - logotyp Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego
Logotyp Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego