Portret Pelagii Witosławskiej

Autor dzieła:

Audiodeskrypcja dzieła

Fotografia: Portret Pelagii Witosławskiej

Polskie rodziny w rzeczywistości zaborów II połowy XIX wieku, niejednokrotnie traciły swoje majątki w konsekwencji zrywów patriotycznych, jakimi były powstania. To styczniowe sprawiło, że szlachecka rodzina Krzyżanowskich, pochodząca z sieradzkiego, w wyniku represji musiała wyjechać do wielonarodowościowego Krzemieńczuka nad Dnieprem, gdzie w 1872 roku urodził się Konrad. Później przenieśli się do Kijowa. Zubożali musieli żyć bardzo skromnie i już od wczesnej młodości chłopak z konieczności pracował i zarabiał, by pomóc rodzinie. Szczęśliwie mógł robić to dzięki swojemu talentowi. Malował bardzo udane portrety, które zyskując uznanie, przysparzały mu następnych klientów. Wcześnie objawione zdolności i pasja ukierunkowały jego drogę życiową.

Edukację artystyczną Konrad Korzeniowski rozpoczął w 1887 w kijowskiej Szkole Rysunkowej, by w latach 1892-1897 kontynuować ją w petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. Panujący tam skostniały system nauki zmuszał studentów do żmudnego studiowania odlewów gipsowych. Ich jednak ciągnęło do malowania z natury. Swą fazę buntu Korzeniowski demonstrował zachowaniem i w końcu został relegowany z uczelni na skutek konfliktu z rektorem. W efekcie wyjechał do Monachium, gdzie podjął studia w prywatnej szkole artystycznej. Najcenniejsza okazała się dla niego możliwość studiowania dzieł mistrzów gry światła i cienia w monachijskiej Pinakotece. Wprawdzie chciał zawsze malować po swojemu, ale była to świetna droga do rozbudowania własnego warsztatu.

Ważną częścią jego twórczości było malowanie z natury w plenerze. W tym celu wyjeżdżał  na Węgry i odbył podróż studyjną do Włoch. W 1900 osiadł w końcu w Warszawie, gdzie związał się z kręgiem modernistów skupionych wokół elitarnego czasopisma artystyczno-literackiego "Chimera". Tam zetknął się z filozofią i estetyką wczesnego ekspresjonizmu. Zawsze pasjonowała go literatura i poezja. Od Zenona Przesmyckiego przyjął propozycję współpracy jako ilustrator „Chimery”, choć ostatecznie rysował okazjonalnie. Wiele czasu natomiast spędził na rozmowach z poetami Edwardem Słońskim, Stanisławem Przybyszewskim (demonicznym orędownikiem ekspresjonizmu) i Bronisławą Ostrowską, której namalował portret, podobnie jak wielu innym ludziom pióra.

W tym czasie ogarnięty był dekadenckim pesymizmem, a to dość popularna cecha artystów przełomu wieków. W pełni to zrozumiałe, gdy bierze się pod uwagę sytuację w kraju, upadek nadziei w kolejnych powstaniach i brak widoków na odrodzenie polskości, a przy tym przemiany społeczno-gospodarcze i potrzebę odnowienia także samej sztuki. Wielu twórców dawało temu wyraz w swych dziełach, odkrywając nowe środki wyrazu. W tym nurcie tworzył portrety skupiając się na samej postaci, z rzadka dodając jej jakiś atrybut. Mogła być nim na przykład lampa, a rola, którą spełniała miała na celu podkreślenie dramatyzmu scenerii. Kontrast światła i cienia współgrał z dynamicznymi śladami pędzla czyniąc portret bardzo ekspresyjnym. Ta wyrazistość stała się wiodącą cechą w jego obrazach.

Wielka biegłość rysunkowa i malarska sprawiła, że Krzyżanowski szybko zyskał wielu uczniów. Od 1900 prowadził prywatną szkołę malarstwa, a w latach 1904-1909 pełnił funkcję profesora w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Ponieważ przywiązywał wielką wagę do pracy w plenerze swych uczniów zabierał co roku w ciekawe miejsca. W 1907 zwiedzał Włochy, w 1912 przebywał w Paryżu i Londynie. Okres I wojny światowej spędził na Polesiu i Wołyniu; w 1916 zamieszkał w Kijowie, gdzie nauczał malarstwa w Polskiej Szkole Sztuk Pięknych. Po powrocie do Warszawy reaktywował w 1918 roku działalność swej prywatnej szkoły artystycznej. Nadal wyjeżdżał ze studentami w plener. Był członkiem petersburskiego stowarzyszenia "Nowoje Obszczestwo Chudożnikow". Eksponował swe prace na licznych wystawach w kraju i za granicą.

Zasłynął swoimi pejzażami i nadal pracował jako wybitny portrecista, który bardziej wyrażał duszę modela, niż jego wygląd. Zaliczany do najwybitniejszych reprezentantów sztuki Młodej Polski, był twórcą oryginalnej, ekspresjonistycznej stylistyki malarskiej i znakomitym portrecistą. Wystarczało mu parę dynamicznych uderzeń pędzla, by oddać charakter postaci. Swoim studentom czasem niszczył pieczołowicie konstruowany obraz, by paroma szybkimi maźnięciami oddać istotę kompozycji i wyciągnąć esencję wyrazu. Taki styl pracy zawdzięczał malarzom petersburskim, których z kolei inspirowała sztuka skandynawska.

Najchętniej sam wybierał modeli do swoich obrazów. Gdy mieszkał w Warszawie przy Koszykowej, otaczała go rodzina i różne ciotki. Jedną z nich była Pelagia Witosławska. Stara, sparaliżowana kobieta została przez niego sportretowana w 1912 roku na obrazie o wymiarach 112 cm wysokości, na 125 cm szerokości. Pierwszym skojarzeniem, które się nasuwa, jest porównanie do portretów malowanych przez Rembrandta, które charakteryzuje silny kontrast jasno oświetlonej twarzy postaci zwróconej po skosie w lewo i wycinającej się z ciemnego tła. Tu z czarnobrązowozielonego otoczenia, patrzy na nas z rezygnacją stara kobieta u kresu życia. Czas obszedł się z nią bezlitośnie. Twarz przechyloną na prawo i pomarszczoną jak stare jabłuszko, otaczają pasma siwych włosów, wysuniętych spod czarnego przykrycia głowy. Spojrzenie ciemnych, wodnistych oczu choć skierowane w naszą stronę, zdaje się odpływać gdzieś w bok, jakby życie doczesne już jej nie interesowało. Bezzębne usta zaciśnięte są w grymasie rezygnacji.

Postać ubrana na czarno, prócz twarzy daje jeszcze sygnał życia odsłaniając dłonie. Lewa, skurczona paraliżem, przeszyta powrozami żył biegnących pod cienką jak papier skórą. Druga jeszcze ma siłę trzymać rączkę laski. Czasem pani Pelagia starała się wstawać o własnych siłach. Jedni twierdzą, że zapadła się w fotelu bujanym, inni interpretują go jako ówczesny fotel inwalidzki. Trudno to stwierdzić jednoznacznie, bo kształt fotela ginie częściowo za lewą i dolną krawędzią obrazu oraz w ciemności otoczenia.

Ekspresja wizerunku kobiety u kresu życia uzmysławia, że wszystko dobiega końca. Uczucie melancholii, przygnębienia, a nawet rozpaczy ogarnia patrzącego na obraz. Artysta dynamicznymi pociągnięciami pędzla po mistrzowsku oddał pooraną zmarszczkami twarz i przekaz momentu żegnania się z życiem i odchodzenie w smugę cienia, choć jeszcze chciałoby się kurczowo trzymać tego życia, tak jak laski w dłoni. Jeszcze jestem, choć pewnie to kres, zdaje się mówić portretowana Pelagia Witosławska. Ta przygnębiająca czerń wokół wydaje się dobrowolną żałobą, choć jeszcze przedwczesną.

Krzyżanowski, zwany przez swoich uczniów Krzyżakiem, zanim kogoś sportretował, starał się przebywać w pobliżu postaci. Gdy już utrwalił jej cechy charakterystyczne w swojej artystycznej pamięci, przystępował do szybkiego malowania zdecydowanymi pociągnięciami pędzla. Czasem wystarczało mu parę kwadransów, by oczarować widzów sugestywnością obrazu. Nic więc dziwnego, że miał wielu uczniów. Pierwszą prywatną szkołę malarską założył, gdy miał zaledwie 28 lat. Był wybitnym pedagogiem artystycznym i z oddaniem angażował się w prace studentów. Prowokował do śmiałości, studiowania z natury i poszukiwania dróg własnego stylu. Profesorem w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych był zaledwie parę lat, odchodząc z posady na znak solidarności z kolegą. Zakładał własne szkoły i prowadził swoje pracownie otwarte dla młodych adeptów sztuki. Przetrwał I wojnę światową goszcząc w majątku teściów, a cztery lata przed śmiercią powrócił wraz z rodziną do Warszawy i reaktywował swą szkołę malarstwa. Zmarł w maju 1922 roku, przeżywszy zaledwie 50 lat. Mało którego artystę żegnały takie rzesze oddanych studentów.

 

Katarzyna Kaczmarek

 

Bibliografia

„Malarstwo polskie. Symbolizm i Młoda Polska”, Irena Kossowska i Łukasz Kossowski Wydawnictwo „Arkady”, 2011.

„Konrad Krzyżanowski”, Irena Kossowska, Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk, kwiecień 2004: https://culture.pl/pl/tworca/konrad-krzyzanowski

„Konrad Krzyżanowski o sobie samym”, Maria Milanowska na portalu Niezlasztuka.net: https://niezlasztuka.net/o-sztuce/konrad-krzyzanowski-o-sobie-samym/

„Całe życie to malarski gest”, Marek Sołtysik na portalu „Sztuki Piękne”:  http://sztukipiekne.pl/cale-zycie-to-malarski-gest-czesc-i/ oraz http://sztukipiekne.pl/cale-zycie-to-malarski-gest-czesc-ii/

„Konrad Krzyżanowski – portrecista przygnębionych kobiet i demonicznych mężczyzn”, Nina Kinitz, 2008: http://polskiemuzy.pl/konrad-krzyzanowski-portrecista-przygnebionych-kobiet-i-demonicznych-mezczyzn

 

Grantodawcy

Logotyp Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Logotyp programu Kultura Dostępna oraz Narodowego Centrum Kultury
Wschodzący Białystok - logotyp miasta Białystok
Żubr - logotyp Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego